Dokładnie przed 75 laty płonęła gnieźnieńska katedra, ostrzelana przez radzieckie czołgi. Tragedię upamiętnia wystawa otwarta dziś w siedzibie informacji turystycznej w gnieźnieńskim Ratuszu, gdzie obok zdjęć archiwalnych wystawiono relacje świadków i późniejsze doniesienia prasowe, nie zawsze zgodne z prawdą.
W latach PRL nie można było o tym mówić. Oficjalna, propagandowa wersja tłumaczyła, że w jednej z katedralnych wież znajdowało się gniazdo niemieckich karabinów maszynowych, które sowieci musieli zniszczyć. Tyle, że żołnierzy niemieckich od dwóch dni w mieście już nie było.
Sowieci weszli do Gniezna w niedzielny wieczór 21 stycznia. Dwa dni później, we wtorek 23 stycznia około godziny 14.00 na gnieźnieński Rynek wjechały dwa sowieckie czołgi i zaczęły strzelać do katedry. Celowali w hełmy wież i do figury Matki Bożej na wieńcu kaplic. Pociski nie chybiły celu. Na archiwalnych fotografiach widać wielką wyrwę w dachu bazyliki nad ambitem, na innych płonące hełmy wież. Wydana z okazji 950. rocznicy śmierci św. Wojciecha „Księga Pamiątkowa” choć nie mogła wskazać winnych, relacjonowała to następująco:
„Od pocisków zapalających zajął się hełm wieży… a później ogień przeniósł się na belkowanie dachu. (…) palący się hełm z jednej z wież wpadł do wnętrza kościoła, niszcząc sklepienie przestrzeni międzywieżowej i wzniecając ogień na chórze muzycznym. Spłonęły wspaniałe organy gnieźnieńskie, jedne z najlepszych w Polsce. Od jednego pocisku zapalającego zapalił się dach nad częścią prezbiterialną kościoła od strony północnej. Tu spłonął mały chórek z drugimi organami w części prezbiterialnej. Stamtąd pożar przerzucił się na stalle w południowej części prezbiterium, które w znacznej części również się spaliły”.
Wspominali też mieszkańcy Gniezna. Tak wydarzenia z 23 stycznia 1945 zapamiętała nieżyjąca już Stanisława Kalicka.
„Przez okno naszego mieszkania widać było zniszczone wieże katedry ze zwisającymi wskazówkami zegara. Ostrzał wież katedry dokonywał się z dział umiejscowionych na rynku blisko ulicy Tumskiej. Nie wiadomo było dlaczego właśnie katedra była ostrzeliwana. Były różne domysły. Słyszałam o jednym, nie wiem, czy prawdziwym. W jednym z domów blisko katedry mieszkał lekarz Polak z rodziną i teściową, która miała niemiecką grupę narodowościową. Ktoś zawiadomił Rosjan i lekarz ów, aby ratować rodzinę, wskazał wieże katedry z informacją, że tam ukrywają się Niemcy”.
Katedra płonęła do wieczora. Świadkiem zdarzeń był także Julian Śmielecki, przedwojenny kelner w dworcowej restauracji, wojenny nauczyciel matematyki, fizyki i historii. Mieszkał w jednej z kamienic przy Rynku i stamtąd sfotografował zdarzenie. Zużył kilka rolek filmu. Uwiecznił m.in. sowiecki czołg z lufą wycelowaną w bazylikę i smugą dymu po wystrzale. Niektóre zdjęcia zrobił zza metalowej balustrady. Bał się, że ktoś zobaczy. Oddał negatywy do wywołania, ale odbitek już nie dostał. Skonfiskowali je ubecy. Po latach jego syn Wojciech naprawiał starą szafkę z książkami. W środku na podwójnej półeczce znalazł metalową skrzynkę, a w niej dwa filmy. Ojciec nigdy o nich nie mówił, choć prawdy o spaleniu katedry nie ukrywał. Fotografie – czarno białe, nieostre, ciemne – wywołano ponownie po ponad sześćdziesięciu latach. Dziś można je ponownie zobaczyć w siedzibie informacji turystycznej w gnieźnieńskim Ratuszu.
Na jednym ze zdjęć jest gnieźnianin Marek Nowicki rocznik 1927, który razem z żoną wziął udział w otwarciu wystawy. W czasie wojny pracował w Poznaniu. Gdy w styczniu 1945 roku sowieci zbliżali się do miasta uciekł do rodziców do Gniezna. Pamięta ostrzał i płonące wieże. Jak mówi, wszyscy byli porażeni, nikt nie rozumiał dlaczego strzelano do katedry, tym bardziej, że w Gnieźnie było bardzo spokojnie.
„Jaka była prawda, tego się pewnie nigdy nie dowiemy. Czy na wieży byli Niemcy, nie wiem, ale sowieci mieli przynajmniej pretekst, by strzelać. To był czas, gdy ludzie zaczęli już wracać do miasta i wszyscy byli w szoku” – opowiada Marek Nowicki dodając, że o ratowaniu wież nie mogło być mowy.
„Po tym, jak pożar wygasł, razem z kolegami zorganizowaliśmy grupę, która ruszyła uprzątać gruz i szukać w zgliszczach zachowanych elementów wyposażenia kościoła. O ile dobrze pamiętam trwało to około półtora miesiąca – wspomina.
Na wystawie obok zdjęć archiwalnych znaleźć można także opracowania, wspomniane relacje świadków, książki oraz artykuły prasowe z różnych lat, także z czasów PRL, kiedy we właściwym dla ówczesnej narracji tonie donoszono, że dopiero sowiecki ostrzał zmusił Niemców do milczenia, a „płonące wieże oznajmiły mieszkańcom Gniezna koniec koszmarnej okupacji”.
B. Kruszyk KAI
Wysłac link Putinowi !!!
Gdy by na stacji w Gnieźnie stały cysterny ze spirytusem tak jak w Koninie to by nie szukali katedry tylko spirytusu.Było by spirit imiejesz,lub czasy imiejesz-nu dawaj. Ta dzicz ma jeden priorytet gwałty i złodziejstwo.
Gdy by na stacji w Gnieźnie stały cysterny ze spirytusem tak jak w Koninie to by nie szukali katedry tylko spirytusu.Było by spirit imiejesz,lub czasy imiejesz-nu dawaj. Ta dzicz ma jeden priorytet gwałty i złodziejstwo.
Mówimy o spirytusie, armia radziecka prowadziła potyczkę o gorzelnie w Gnieźnie, Jeden czerwonoarmista tak był spragniony , że wpadł do kadzi utopiwszy się
Nie wierzę za grosz.Obecnie wszystko robi sie zeby splugawic armie radziecka wyzwolicielkę. W kraju w tórym oddaje się hołdy zbrodniarzom typu Bury czy łuoaszak, czci się brygadę Swiętokrzyską i opluwa tych co przyniesli wolnośc ,Teraz wszystko mozna podrobić i powiedziec ze „przechowane” bzdura.Po takiej „prawdziwej” wystawie jariera w IPN i ciepla posadka pewna
Ja na tym zdjeciu nie widzę ani strzału ani katedry.po prostu kolejne opluwanie tych co pogonili kulturalnych Panów ze znakami SS .Wstydź sie niewdzięczny narodzie polski