Stosowanie gróźb i szykan oraz karanie za uchybienia nie dotyczące obowiązków służbowych – to główne oskarżenia wytoczone pracodawcy przez pracownic konińskiego PKS.
Zdaniem dyspozytorki ruchu w ostatnich kilku latach nakazywano jej podpisywanie dokumentów potwierdzających obecność w pracy osób, które nie zjawiały się w firmie, lub spędzały w pracy mniej godzin niż wynikało z grafików.
W sądzie zeznawał dziś m.in. syn powódki.
– Wielokrotnie zdarzało się, że wobec mamy wyciągano konsekwencje za błędy innych pracowników. Musiała zostawać dłużej, zabierała też pracę do domu. Wszystko to wpłynęło na pogorszenie jej stanu psychicznego. Od kilku lat mama chodzi do psychiatry – opowiadał syn kobiety.
Sprawą zajmował się wcześniej jeden z działających w konińskim PKS związków zawodowych. – Dostawaliśmy od pani dyspozytor pisma mówiące o tym, że była ona szykanowana przez dwóch kierowników i zmuszana do wykonywania prac nie związanych z jej zakresem obowiązków. Problem przedstawiliśmy prezesowi PKS, Państwowej Inspekcji Pracy oraz prezydentowi Konina. Niestety, żadna z instytucji nie ustosunkowała się do naszych wniosków – mówił przedstawiciel związkowców.
– Do zdarzeń opisanych przez powódkę i powołanych przez nią świadków nigdy nie dochodziło. W zakładzie panuje dobra atmosfera, nie ma przejawów mobbingu – powiedział nam krótko prezes konińskiego PKS Dariusz Andrzejewski, przebywający na sali sądowej w charakterze pozwanego.
W sądzie zeznawał dziś m.in. syn powódki.
– Wielokrotnie zdarzało się, że wobec mamy wyciągano konsekwencje za błędy innych pracowników. Musiała zostawać dłużej, zabierała też pracę do domu. Wszystko to wpłynęło na pogorszenie jej stanu psychicznego. Od kilku lat mama chodzi do psychiatry – opowiadał syn kobiety.
Sprawą zajmował się wcześniej jeden z działających w konińskim PKS związków zawodowych. – Dostawaliśmy od pani dyspozytor pisma mówiące o tym, że była ona szykanowana przez dwóch kierowników i zmuszana do wykonywania prac nie związanych z jej zakresem obowiązków. Problem przedstawiliśmy prezesowi PKS, Państwowej Inspekcji Pracy oraz prezydentowi Konina. Niestety, żadna z instytucji nie ustosunkowała się do naszych wniosków – mówił przedstawiciel związkowców.
– Do zdarzeń opisanych przez powódkę i powołanych przez nią świadków nigdy nie dochodziło. W zakładzie panuje dobra atmosfera, nie ma przejawów mobbingu – powiedział nam krótko prezes konińskiego PKS Dariusz Andrzejewski, przebywający na sali sądowej w charakterze pozwanego.

