A kto nie był z nami na biwaku pt.Wyprawa księcia Mirmiła – piszą harcerze z gimnazjalnej drużyny w Malanowie – niech żałuje podwójnie.
iejscem biwaku była Kaczka koła Spycimierza – działka druha Franciszka Pyziaka. To tam właśnie spędziliśmy trzy niezapomniane dni. A wszystko zaczęło się w piątek 10 czerwca, kiedy to około godziny 19.30 zajechaliśmy na miejsce i wspólnie z harcerkami z innych drużyn musieliśmy przygotować obozowisko. Książę Mirmił też o wiele spraw musiał dbać samodzielnie, a harcerz nie gapa i namiot osobiście, swymi ślicznymi rączkami rozbić potrafi. Pod czujnym okiem druha Franciszka Pyzika, rzecz jasna. Tak, więc po zmaganiu ze śledziami, zapałkami itp. akcesoriami na placu biwaku stanęły 4 namioty. Zaraz potem przygotowaliśmy miski na wodę do mycia, stoły i ławki, przy których miały odbywać się posiłki. Zmęczeni, ale dumni z efektów pracy stanęliśmy na placu apelowym, gdzie druh komendant Robert Chmielewski podzielił naszą harcerską brać na zastępy. Potem nadszedł czas na przygotowania do kolacji. Jak smakowała kolacja na świeżym powietrzu po dniu w szkole i po rozstawianiu namiotów chyba nie trzeba tu pisać. Jedliśmy przy świetle lamp naftowych a nad nami szumiał las, przy stole słychać było utarczki słowne i śmieszne historie. Dopytywaliśmy z zaciekawieniem, co czeka nas jutro. A w namiocie kuchennym spokojnie i bez pośpiechu grzała się woda do mycia. Bo harcerze dbają o czystość nawet, kiedy w pobliżu nie ma wanny tylko jest plastikowa miska. Po toalecie wieczornej wszyscy udaliśmy się do swoich namiotów. W obozowisku nastała cisza nocna, raz po raz przerywana okrzykami pawi, które mieszkały za „płotem”. Kolejny dzień biwakowania rozpoczęliśmy o godzinie 8.00. Szybka toaleta poranna i apel, taki prawdziwy z pocztem sztandarowym, hymnem i raportem. I tu swój udział miała nasza przyboczna Patrycja Matysiak, która z raportem i musztrą nie ma kłopotów. Komendant biwaku wydał rozkaz, z którego dowiedzieliśmy się o naszych funkcjach. Po apelu był czas na śniadanie i ciąg dalszy prac przy obozowisku. Wyznaczyliśmy granice naszego biwaku, zrobiliśmy płot, bramę i przygotowaliśmy ognisko. Oczywiście każdy zastęp miał swoje zadania. Po pracy była chwilka na odpoczynek i rozpoczęły się zajęcia programowe. Na dobry początek drużynami wyruszyliśmy na bitwę, podobnie jak książę Mirmił. Bitwę o flagi. Z tą jednak różnicą, że nie była to bitwa na miecze, ale na papier, kamień, nożyczki – czyli gra znana nam dobrze od przedszkola. Trzeba przyznać, że każda z drużyn miała inną strategię walki. Następnie przyszedł czas na rozgrywki sportowe, bo jak wiadomo sport to zdrowie. I tak dotrwaliśmy do obiadu, który bardzo nam smakował. Potem trzeba było pozmywać naczynia, sprzątnąć stoły i nastała cisza poobiednia, którą większość z nas wykorzystała na namiotowe rozmowy na tematy mniej lub bardziej poważne. Popołudnie przyniosło kolejną turę zajęć, czyli znowu pojedynki, ale tym razem dotyczyły one gier planszowych. I tak nastała pora kolacji, a po niej ognisko. Takie prawdziwe harcerskie – bez kiełbasek. Z naszej drużyny rozpalała je Klaudia Szczap, a strażnikami ognia byli Kamil Banaszewski i Oskar Galas. Była gawęda i było też Przyrzeczenie Harcerskie, które z „Iskier” złożyły Klaudia Szczap i Kinga Robak. Potem były wzruszenia, gratulacje i ogólna radość. No i pląsy, zabawy przy ognisku, aż do zmroku. Ognisko zakończyło się Iskierką i wszyscy wróciliśmy na teren biwaku by w świetle lamp naftowych umyć się i położyć spać. I w tym miejscu mamy drobny kłopot, bo spać to raczej się nam nie chciało. Śpiewy i rozmowy słychać było jeszcze przez jakiś czas w naszych harcerskich namiotach. Na szczęście noc była długa i wszyscy zdążyliśmy się nagadać. Co jakiś czas do namiotów zaglądali drużynowi przypominając o ciszy nocnej. Ranek, jak się można było spodziewać, był dla nas trudy. Instruktorzy od siódmej czekali na dobry moment, aby obudzić biwak, ale zważywszy na nocne harcerzy rozmowy i niedzielę, pobudka nastąpiła później. Tego ranka wyglądaliśmy bardzo uroczo. Po apelu, śniadaniu nadszedł czas na sprzątanie i wykwaterowanie oraz oficjalne zamknięcie biwaku. No cóż wszystko, co dobre kiedyś się kończy.