Choć jego konstrukcja umożliwiła ludzkości przemieszczanie się po powierzchni Księżyca, nazwisko Mieczysława G. Bekkera wciąż pozostaje mało znane – zarówno w kraju, jak i w Koninie, gdzie spędził młodość i do którego chętnie wracał wspomnieniami. Dlaczego tak mało wiemy o człowieku, którego praca dla NASA przyczyniła się do jednego z największych osiągnięć XX wieku? Odpowiedzi na te pytania starał się udzielić dr inż. Andrzej Selenta podczas wykładu „Z Konina prosto na Księżyc”.
Kim był Bekker naprawdę?
Mieczysław G. Bekker – inżynier, naukowiec, ojciec systemów jezdnych łazika księżycowego. Urodzony w Strzyżowie, dorastał w Gosławicach, dzisiejszej dzielnicy Konina. To właśnie nad Jeziorem Pątnowskim formowały się jego marzenia i wyobrażenia, które później przekuł w naukową rzeczywistość. Jego dzieciństwo upłynęło na konstruowaniu prostych urządzeń z bratem, poznawaniu techniki w Cukrowni Gosławice i czytaniu literatury popularnonaukowej oraz fantastycznej, w tym „Na Srebrnym Globie” Jerzego Żuławskiego – książki, która towarzyszyła mu przez całe życie.
Losy rozdzielone oceanem
Choć Selenta i Bekker nigdy się nie spotkali, los ich zawodowo połączył. Gdy Bekker przebywał z wizytą w Polsce w latach 70., Selenta dopiero rozpoczynał karierę naukową na Politechnice Warszawskiej. Do rzeczywistego kontaktu doszło dopiero po śmierci Profesora – za sprawą prof. Stanisława Łukasiewicza z Kanady, który przekazał Selencie materiały archiwalne Bekkera. Ten wyruszył do Kalifornii, do domu Bekkera w Santa Barbara, by uporządkować naukową spuściznę i spotkać się z rodziną uczonego.
To właśnie wtedy rozpoczął się jego wieloletni wysiłek, by przywrócić pamięć o tym niezwykłym człowieku. W 2015 roku, podczas odsłonięcia pamiątkowej tablicy w Strzyżowie, do Polski przybyła 10-osobowa delegacja rodziny Bekkera. Wspólnie odwiedzili m.in. Warszawę, Zbiersk, Łężyn i Konin, a także grób rodziców naukowca w Gosławicach.
Koniński Rok Bekkera i nie tylko
Wystąpienie dr. Selenty w Domu Zemełki w Koninie było również okazją do zaprezentowania działań podejmowanych na rzecz upamiętnienia Bekkera. Senat RP planuje przyjąć uchwałę honorującą jego dokonania, a do izby pamięci, jaka powstanie w zabytkowych piwnicach Domu Zemełki, trafiły pierwsze eksponaty: publikacje naukowe, zdjęcia z misji Apollo, osobiste fiszki i książki Profesora.
W planach jest również stworzenie konińskiej repliki łazika księżycowego – przedsięwzięcia, które ma przybliżyć mieszkańcom nie tylko dokonania techniczne, ale też życiową drogę uczonego.
Ojciec systemów jezdnych, nie konstruktor
Choć przypisuje się mu stworzenie całego łazika księżycowego, Bekker odpowiadał za jego kluczowy element – system jezdny. Zaprojektował koła wykonane z ocynkowanego drutu fortepianowego, wzmacniane tytanem, które przeszły próbę ekstremalnych warunków powierzchni Księżyca. W pracach badawczych posługiwał się nie tylko zapleczem General Motors i Boeinga, ale również… kuchnią własnego domu. Jego żona wspominała, że niejedno sito zniknęło z wyposażenia kuchennego, gdy mąż badał przyczepność materiałów.
Dlaczego więc zapomniany?
Praca dla przemysłu zbrojeniowego, czas Zimnej Wojny, wielokrotne przeprowadzki i niechęć do promowania własnych osiągnięć – to tylko niektóre z powodów, dla których Bekker nie znalazł należnego mu miejsca w świadomości społecznej. Terramechanika, dziedzina nauki, którą rozwijał, dziś uważana jest za hermetyczną, a jego publikacje – choć wciąż aktualne – pozostają poza głównym nurtem technologicznego dyskursu.
Andrzej Selenta – jako autor książki „Gdy spełniają się marzenia. Ze Strzyżowa prosto na Księżyc” oraz koordynator Projektu BEKKER – nie ustaje w staraniach, by przywrócić polskiej nauce i świadomości społecznej postać tego wybitnego uczonego.
– Mamy mnóstwo wspaniałych ludzi, którzy tu wyrośli, ale nie potrafimy się nimi cieszyć – mówił ze sceny.
Warto więc, by historia Bekkera nie pozostała jedynie przypisem w historii NASA, lecz na trwałe wpisała się w pamięć miejsca, z którego wyruszył „prosto na Księżyc”.
