Wreszcie udało mi się zrealizować to, o czym naprawdę myślałem już od dłuższego czasu. Wybrałem się do Koła. Ale też nie była to wycieczka w byle jakie miejsce. Postanowiłem bowiem poznać osobiście i z bliska właściwie wierną kopię dworca kolejowego, który jeszcze pod koniec lat siedemdziesiątych stał w Koninie i został zastąpiony przez ten, którego część właśnie jest burzona obecnie. A najfajniejsze było to, że nie byłem w Kole sam…
Razem z moją partnerką wybrałem się wczoraj rano na wycieczkę do Koła. Pojechaliśmy oczywiście pociągiem. Tą wspólną podróż planowaliśmy już od dłuższego czasu. Ciągle coś się nie zgrywało, albo mieliśmy inne zajęcia. Lecz wreszcie udało nam się tam wybrać.
Przypadkiem nie był ani wybór miejscowości, do której się wybraliśmy, ani też ścisły i ostateczny cel podróży. Obiecałem jej bowiem już jakiś czas temu, że pokażę jej dworzec w Kole, który jest bardzo podobny do niegdysiejszego dworca w Koninie.
Mieszkańcy Konina bardzo często z sentymentem wspominają budynek dworca kolejowego, który został wyburzony w naszym mieście pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Dzieje się tak zarówno w przypadku jakiejś wzmianki na temat nowego dworca (lub tego obecnego), albo jakiegoś materiału o dworcu w Kole. Ten drugi został jedynie odnowiony, odrestaurowany. Nie został wyburzony i zbudowany na nowo. Jednym słowem – zachował swą pierwotną formę.
Zainteresował mnie jednak nie tylko sam budynek dworca i jego wnętrze, ale także znajdująca się wokół niego infrastruktura, w tym konstrukcja znajdujących się nieopodal przejść podziemnych. Muszę przyznać, że zrobiła ona na mnie całkiem niezłe wrażenie. I chyba nie tylko na mnie.
Nie są to może rozwiązania, których nie przyjęto w Koninie, ale w Kole pewne rzeczy rozwiązano zupełnie inaczej, w inny sposób. W sposób bardziej kreatywny i otwarty. Takie było przynajmniej moje subiektywne wrażenie. I nie ukrywam, że osoba, która mi towarzyszyła, miała w wielu aspektach podobne zdanie do mojego.
Jak zawsze w takich sytuacjach, moje spojrzenie i ocena podyktowane były perspektywą osoby o ograniczonej mobilności. Oczywiście, że nie zawsze wszystko jest idealne i tutaj też nie było idealne. Jestem jednak przekonany, że pewne rzeczy rozwiązano po prostu dobrze.
Po okolicy poruszałem się całkiem sprawnie (z pewną pomocą oczywiście, chociaż nie musiała ona być nadzwyczaj wielka) i nie wymagało to ode mnie jakiegoś nadludzkiego wysiłku. Spodziewam się, że dalsze remonty w tamtych miejscach będą jeszcze za jakiś czas przeprowadzane (choć nie mam na ten temat żadnych informacji).
W odróżnieniu od samego budynku obecnego dworca w Kole, konstrukcja tuneli i peronów bardzo przypomina wersję konińską. Nie piszę tego ze zdziwieniem (raczej ze zrozumieniem), ale zaciekawiło mnie, że jednak (pomimo podobieństwa w wyglądzie), koncepcje konstrukcji tuneli jednak nieco się od siebie różnią. Pewnie było to podyktowane warunkami terenowymi i ukształtowaniem otoczenia – po prostu tym, na co pozwalało środowisko, choć wiem, że pewne fragmenty konińskich tuneli i ich otoczenia – według pierwotnych planów – mogły wyglądać nieco inaczej niż finalnie.
Na pomysł samej relacji pisemnej i fotograficznej wpadłem niejako "przy okazji". I nie to było głównym celem naszego wspólnego wypadu do Koła. Chodziło nam głównie o relaks i dobre spędzenie czasu poza miastem. Swoje przygotowanie do sporządzenia tego materiału potraktowałem jako swoistą ciekawostkę, która – mam nadzieję – zainteresuje również Państwa, naszych Czytelników…
Ja osobiście – w imieniu swoim oraz całej redakcji – życzę miłego oglądania zdjęć.