Jeden, ( mniejsza o to który) budynek administracji miejskiej umieszczono w „ budynku po czymś”, który miał dwa wejścia.
Ponieważ budynek ten zajęła jedna instytucja można by, teoretycznie, między dwoma częściami wybić drzwi i połączyć wszystko w jedno. Można, ale wybrano inne rozwiązanie i tak do części urzędników wchodzi się drzwiami po lewej stronie budynku, a do części drzwiami po prawej stronie. By było nowocześnie i przyjaźnie do jednego i drugiego wejścia zrobiono dwa oddzielne podjazdy dla wózków. By jeszcze było przyjaźniej, zrobiono dwie toalety. Jedną dla „ petentów”, a jedną dla „ petentów niepełnosprawnych”. Obie toalety mieszczą się w lewej części budynku
Na ich drzwiach , oczywiście zamkniętych , wisi kartka : „klucze do ubikacji znajdują się w portierni”.
No trudno… Jest jeszcze tylko mały problem… Portiernia znajduje się w drugiej części budynku. No ale po co mamy podjazdy? Zręcznie zjeżdżamy jednym podjazdem, kawałek chodnikiem, wjazd drugim podjazdem i … już!
– Czy można prosić o klucz do toalety? – pytamy grzecznie
– Oczywiście – równie grzecznie odpowiada pani w okienku. Niestety nagle jej ręka z upragnionym kluczem zawisa w powietrzu – A ma Pan jakiś dowodzik ? – pyta niemal czule.
– Nie mam – odpowiada namolny petent – ale , jak Pani widzi, bardzo się śpieszę.
– No dobrze – po chwili wahania zgadza się życzliwie Pani z okienka.
– Czy mogę skorzystać – petent nie przestaje być namolny i wskazuje na drzwi tuż przy portierni – z tej toalety ?
– Absolutnie ! To jest toaleta dla pracowników. Koleżanki by mnie zabiły.
Nikt nie chce śmierci koleżanek. Jeden zjazd, kawałek chodnika, drugi podjazd, klucz, drzwi…
Jeśli ktoś jest dobrze wychowany powinien klucz oddać. Jeden zjazd, kawałek chodnika…
Zabijcie mnie, ale nie wiem o co chodzi. O porządek? No ale , po pierwsze, przecież nikt nie sprawdza, jaki porządek zostawia po sobie petent. Po drugie, co widać na przykład na stacjach benzynowych, zakładając, że ludzie są różni, są one po prostu co dwie godziny sprzątane.
No dobra, ale tam z toalet korzystają klienci, którzy płaca ciężkie pieniądze za benzynę, a niekiedy i kawę . A tu przychodzą po prostu ludzie, którzy chcą coś załatwić i maja sprawę, którą urzędnik musi ( albo i nie) załatwić . Dochodzimy więc do sedna.
Nadal w wielu instytucjach, a zwłaszcza urzędach, klient traktowany jest, jako przykry natręt utrudniający pracę. Cała reszta, podjazdy, ubikacje dla niepełnosprawnych itp. to sztafaż mający zamaskować pozorną nowoczesnością stare nawyki i starą mentalność.
W Pyzdrach, nieopodal Urzędu Miasta, jest ubikacja publiczna. Bezpłatna i zawsze otwarta. Na dodatek czysta i pachnąca. Może ktoś z kilku tysięcy urzędników z Konina wybrał by się do Pyzdr i zapytał : „ jak to się robi?”.
Do usłyszenia za tydzień.
Adam Zagórski