Gdyby ktoś z Państwa zechciał rzucić okiem na zdjęcie obok cóż by zobaczył? Ano przedwojenny Urząd Miasta Konina w pełnym, osiemnastoosobowym składzie.
No OK., Konin liczył wtedy jakieś 13 tysięcy mieszkańców, a teraz , no powiedzmy 80 tysięcy. Czyli mniej więcej sześć razy tyle. Czyli myśląc logicznie, urzędników w UM powinno być sześć razy więcej, co daje nam ( 6×18) 108 urzędników. Trudno dzisiaj policzyć ilu jest rzeczywiście urzędników w Urzędzie Miasta . W roku 2012 było ich bez mała 1 000.
Grupa na zdjęciu pracowała w ratuszu.
Dzisiaj ogromny aparat zajmuje trzy budynki przy Placu Wolności, budynek przy Urbanowskiej, Benesza, dwa budynki przy 3 Maja, Wojska Polskiego, Wodnej i Wiosny Ludów. Jak się łatwo domyśleć jest coraz ciaśniej i z niecierpliwością czekamy na nowe , czy też wyremontowane, obiekty.
Powie ktoś: no tak, ale może Urząd ma więcej zadań, które musi realizować. No tak, odpowiem, jasne, ale tak rozumując doliczyć byśmy musieli zajętych tą realizacją jakieś drugie tysiąc pracowników spółek miejskich.
Jak mówi „ Prawo Parkinsona” administracja rozrasta się nieustannie. Bierze się to stąd, że w pewnym momencie, przekraczając pewną granicę, administracja musi coraz bardziej zajmować się administrowaniem samej siebie. A to wymaga nowych, kolejnych zatrudnionych.
Obok wad tego stanu rzeczy ma on i swoje plusy. Wyobraźmy sobie, że 2 tysiące urzędników i pracowników spółek miejskich wraz z powiedzmy 3 tysiącami członków rodzin zagłosuje na Prezydenta, bo jest fajny, bo daje premie i nagrody, czasami tuż przed wyborami. Oczywiście jest to sytuacja hipotetyczna, ale czy nie możliwa? Te 5 tysięcy wystarczyć powinno do wygrania każdego referendum i każdych wyborów. No a jeśli by miało nie wystarczyć? Zatrudnijmy następnych.
Kandydata na prezydenta Konina,który chciałby tą armię urzędników pomniejszyć też nie widać.
„-Panie dyrektorze – rozpoczyna poważnie kadrowy – wczoraj na zebraniu Kowalski ostro krytykował przerosty w administracji.
-I dobrze – skonstatował dyrektor – Jutro go zwolnimy.”