W ubiegłym roku średnio co 4,5 godziny konińscy strażacy wyjeżdżali do
pożarów. Walczyli z ogniem, usuwali skutki wypadków, burz i nawałnic,
usuwali gniazda os. W sumie w 2014 roku strażacy interweniowali prawie dwa tysiące razy. Niestety, kilkadziesiąt razy ich wyjazdy okazały się niepotrzebne. Byli bowiem wzywani do fałszywych alarmów. Jak mówią – rok temu to prawdziwa plaga. Fałszywek było ponad 90. To kosztowna zabawa. Wiąże się z postawieniem na nogi nie tylko strażaków, ale policji i często patroli saperskich. Trzeba przeszukać budynki i ewakuować ludzi.
Do zdarzeń o największej skali strażacy zaliczają: pożar zakładu ślusarsko – spawalniczego w Kraśnicy Kolonii, gaszony przez prawie 10 godzin pożar budynku inwentarskiego w miejscowości Pogorzałki (gmina Kramsk). Wyjechali też do wypadku w elektrowni, w którym w marcu zginęła jedna osoba zginęła, a pięć trafiło do szpitala, w maju mieli pełne ręce roboty z powodu silnych wiatrów i opadów deszczu.
Do wszystkich działań w ubiegłym roku zadysponowano prawie 3,5 tysiąca samochodów pożarniczych oraz ponad 16 tys. strażaków.