Tymczasem wóz wiozący Tarejwę, wraz z eskortą, opuścił już dziedziniec klasztorny i wlókł się kiepską drogą przez Ląd ku Golinie. Mimo wczesnej pory, ze spuszczonymi głowami, stali po obu stronach drogi ci, którzy go kochali. Tak w milczeniu żegnali swego księdza kapelana. Tarejwo pogodny błogosławił ich spuszczone głowy znakiem krzyża i dyskretnie, by nikt z konwojentów nie dostrzegł, upuszczał na piaszczystą drogę miedziane medaliki, których miał zawsze dużo do rozdawania idącym w bój powstańcom.
Ten symboliczny niemal siew zauważyli żegnający. Szybkie jak wróble wiejskie dzieciaki podbiegały i szybko podnosiły z ziemi miedziane krążki. Przechowywane były z szacunkiem i pewnie niejeden doczekał się wolnej Polski.
Droga wiodła przez aleje kwitnącą o tej porze jabłoni, przechodziła przez biskupi Ciążeń, Ratyń. gdzie stacjonował tak niedawno oddział poległego już Faucheux’a Radolinę – dom rodzicielski naszego pamiętnikarza Chmielewskiego, by w Golinie skręcić na trakt główny ku Koninowi.
Gdy furmanka przetoczyła się przez drewniany most na Warcie, przebyła króciutką uliczkę – znalazła się na rynku (dziś plac Wolności) otoczyły ją rzesze ciekawskich. Trudno powiedzieć czy w więźniu rozpoznano dyktatora i uwielbianego zakonnika. Może tylko sam widok księdza uwięzionego wywołał oburzenie. W każdym razie z coraz bardziej wzbierającego tłumu zaczęły się wznosić wrogie okrzyki i żądania uwolnienia zakonnika. Po chwili tłum zaczął silniej napierać na wóz i eskortę i pewnie by doszło do uwolnienia Tarejwy, gdyby eskorta, nic tracąc głowy, nie pognała koni i opędzając się karabinami nie wbiegła wraz z wozem i więźniem za ciężką bramę więzienia.
Grafika Włodzimierza Sznajdra z z albumu " Mój Konin". W piwnicach budynku po prawej stronie, tego z gankiem, więziony był Maks Tarejwo.