Odpryski

Galeria Sztuki CKiS „Wieża Ciśnień” zaprasza 8 października, godz. 18.00 na wernisaż malarstwa Wiktora Jerzego Jędrzejaka – „Wyrzucone przedmioty”. Wystawa czynna będzie do 6 listopada.Tajemnica życia, które istnieje i przepada, zaznacza się w starych przedmiotach. Jeśli artysta pozbiera te odrzucone, wyrzucone, dostrzegane już tylko przez niego, może uczynić z nich swoje medium. Drewniana łopata, klepka czy kawałek ościeżnicy dadzą mu poznać, jak mogłyby ponownie ożyć. Wtedy na kijance albo połamanej kierzynce, desce wyłowionej z morza, pojawią się obrazy, wywiedzione z ducha przedmiotu, ale nie poprzestające na nim. Zasila je głęboko wieś dzieciństwa autora, rozpisana na świat, jak długi, szeroki i podatny na częste artystyczne podróże Wiktora Jerzego Jędrzejaka.

Obrazy zbudowane z błysku wyobraźni, za którą nadąża ręka, muszą powstawać szybko, adekwatnie, nie mogą być „domalowywane”, aby nie straciły charakteru i surowej prawdy przedstawianego świata. Jest to powód, dla którego malarz posługujący się techniką olejną pracuje jak akwarelista. A może nie tylko tak, gdyż wyznacza sobie standardy, o jakich nikt poza nim nie słyszał: siedem minut na realizację niedużego obrazu…

 W ciągu około dwudziestoletniej drogi twórczej Wiktor Jerzy Jędrzejak zbierał co ciekawsze, bardziej inspirujące wyrzucone przedmioty i nanosił na nie swoje wizje. Czasem prace z tego cyklu zasilały którąś z wystaw, ale tylko raz i to bardzo wcześnie były jej tematem. Z roku na rok, od przygody do przygody z przedmiotem, który się napatoczył, kolekcja wzrastała, tak iż aktualnie składa się z kilkuset sztuk. Niektóre z nich przeznaczono na wystawę w konińskiej „Wieży Ciśnień”, w której odbywa się swojego rodzaju premiera. Miniaturowe malarskie zapisy sprzężone z przedmiotami z odzysku będą kontrastować wielkością i korespondować charakterem z kilkoma dużymi płótnami, przedstawiającymi główne medium Wiktora Jerzego Jędrzejaka, jakim jest wiejski garnek.

Wydarzenie konińskie liczy się na tle bogatego dorobku artysty –  gdyż malarstwo na przedmiotach wyrzuconych jest sublimacją i nostalgicznym dopełnieniem głównego nurtu jego twórczości. Wiktor Jerzy Jędrzejak jest znanym i cenionym autorem martwych natur. Mimo, iż sporadycznie  sięga do pejzażu czy rzadziej portretu, wyraża się głównie tą formą.

Są to niezwykłe martwe natury, godne kojarzyć się z holenderskimi z XVII wieku. Jest w nich prosta prawda wielkiego  nasłonecznienia, kumulacja wyważonych wartości, spokojne, wyzwolone piękno. Na dnie sztuki Holendrów czuje się morze, u Wiktora Jerzego Jędrzejaka – wieś.       

Co stawiano na półce w niebogatym a zadbanym wiejskim domu? Gliniany garnek. W czym trzymano w spiżarni śmietanę, kwaśne mleko, maślankę, żętycę, co przykrywano kawałkiem płótna? Co może równać się z garnkiem pełnym kształtem, skórką nie gorszą niż jego polewa lśniąca w słońcu? Co lepiej niż on zachowa wrażenie ciepła, wyniesione z lata? A to, co rośnie za oknem z zasłonką, w sadzie i w ogródku, ma barwę czerwoną i nazywa się wiśnią, albo truskawką. Nie tracąc nic ze świeżości, owoce z tych martwych natur przybierają znamiona warsztatu, w jakim powstały – powleka je bielejące lśnienie, zapożyczone zapewne od ich kamionkowych, porcelanowych czy szklanych sąsiadów – dzbanków.

Ramy, w jakie oprawiono martwe natury mają ten sam rodowód – wywodzą się z natury drzewa, drewna, wsi. Są sklecone na pozór niezdarnie z kawałków mebli razem z okuciami, z okiennic, z nie obrobionych desek. Trzymają mocno kompozycję i przestrzeń malarską, odpowiedzialne za całość, jak wszystko w twórczości Wiktora Jerzego Jędrzejaka.

Tworzonemu latami, długiemu cyklowi martwych natur odpowiada seria obrazów, przedstawiających zjawiskowe chaty. Trzymając się swoich strzech, hartowanych wiatrem okien w firaneczkach, niskich drzwi, dobudówek, pruskich murów, chata strzeże człowieka, który o nią zadbał i z troską połatał. Jakby wyjęte z prawdziwego wiejskiego pejzażu, a enigmatyczne jak sen, podlegają prawom rzeczywistości i wyobraźni w zgodnym sprzężeniu. Ich autor, zestawiany z powodu zgaszonej i nasyconej palety z polskim malarstwem dziewiętnastowiecznym, ma zwyczaj, jak się okazuje, w miarę potrzeby sięgać po środki współczesne, w tym przypadku deformację. Jego chaty wyciągają się wzdłuż jak fornalskie czworaki albo szybują wysoko niczym  drzewa czy uniesione brwi człowieka, który dziwi się światu. Deformacja jest również właściwa,  w naturalny sposób, przedmiotom wyrzuconym – ich połamane kształty czy uparte słoje wybijające się w desce nad chropawą powierzchnię dyktują układ malarskiego zapisu. Tu faktura służy za podobrazie…

Dzięki chatom utrzymanym głównie w barwach  bliskich ziemi uda się nam lepiej zrozumieć fenomen martwych natur, wciąż tych samych a nie monotonnych, przeciwnie: pojedynczo, wyraziście indywidualnych.

Podczas gdy chaty strzelają wzdłuż czy wszerz szaloną deformacją, martwe natury rozgrywają swój pogodny dramat w wyznaczonym ramami obrębie. Ich stonowane barwy zderzają się z dominantą żywych kolorów, wypełnionych wiodącym światłem.

W przypadku jednych i drugich bazą wyjściową są naturalne barwy pola, lasu czy nieba.

Jedne i drugie wyrastają w procesie twórczym,  niepowtarzalnym, jak struktura każdego liścia na drzewie i jak każda ludzka twarz. U Wiktora Jerzego Jędrzejaka jest to również kwestia wyznaczanej sobie dyscypliny eksperymentów i prób. Zanim zaczął malować, poznał podstawy sztuki ceramicznej, żeby na wskroś rozumieć garnek. Teraz będzie go widział  w różnych konfiguracjach, oglądał z perspektywy żabiej, bocianiej czy na wysokości ludzkiego wzroku. Odwoła się do multiplikacji, stworzy „ikonostas” garnków „grawitujących”. Obok obrazów w niewielkich formatach namaluje dzban na dużym płótnie. Wprowadzi motywy ceramicznej twórczości ludowej z wielu odwiedzanych przez siebie krajów. Pozna cierpliwie różnicę między dzbankiem z zamkniętym wieczkiem i wieczkiem uniesionym. Porzucając na chwilę pogodę, odnajdzie drastyczne zestawienia wystających z drewna gwoździ z drutem, który oplótł popękany kształt. Intensywna twórczość pełna szarad, wyposaży jego martwe natury w tę samą siłę, z której połatane chaty czerpią wdzięk. Z pracy.

Doświadczenia wyprowadzone z głównego nurtu malarstwa Wiktora Jerzego Jędrzejaka rozpoznamy w obrazach na przedmiotach wyrzuconych i znalezionych. Zależnie od tego, co dyktują, pojawi się na nich garnek, butla, cała martwa natura, chata, albo podpowiadana przez resztki białej farby na desce wyłowionej z morza przykryta śniegiem, zimowa osada. Podczas gdy inne obrazy działają samym swoim promieniowaniem, tu odezwie się zatrzymana w przedmiotach przeszłość – i nostalgicznie skomentuje całą twórczość.            

– Chciałbym zapisać i spowolnić czas – mówi Wiktor Jerzy Jędrzejak. I dodaje słowami Gałczyńskiego: ocalić od zapomnienia.                                                                      

Anna Dragan

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Ta witryna używa plików Cookie. Aby zapewnić jej poprawnie działanie, konieczne jest ich zatwierdzenie.