Ocena: 3
Konin, którego nie ma - Klasztor
konin 31.03.2018 11:28
Dzisiaj znakomity i smakowity opis tego miejsca wierszem Pana Janusza Gulczyńskiego.
Klasztor
Wystarczyło przeskoczyć szkolny murek, najlepiej w czasie długiej przerwy, aby znaleźć
Się w klasztornych ogrodach i nabić do pełna kieszenie jabłkami
Drzewa tutaj sięgały niemal kościelnej wieży. Zwłaszcza orzechy i jabłonie
(najsmaczniejsze tzw. Jaśniepańskie). Krzewy malin pachniały już z daleka
W podziemiach przechowywano podobno rezurekcyjne armaty ( czego nie udało się nam sprawdzić)
I skrzynki mszalnego wina w butelkach z nalepką „Laccrima Christi” ( co sprawdziliśmy , włamując się którejś nocy przez boczne, ukryte w zaroślach okienko)
Właśnie tutaj ujrzałem po raz pierwszy, jak wygląda śmierć - Ojciec Odoryk leżał pośród świec w trumnie, przybrany w brązowy, franciszkański habit.
Dzwony biły kilka razy dziennie. Ach wszystkie te śpiewy i kwiaty w Boże Ciało,
Emaus i kanonady karbidowej artylerii na Wielkanoc. Jakoś to dzisiaj ucichło, zostało bez echa.
W ogrodowej altance ojciec Sylwester wtajemniczał głupią Marylkę w główne prawdy wiary.
Podglądaliśmy to wszystko zza drzew i ceglanego muru. Podglądam zresztą do dzisiaj
Ale nic już nie widzę.
Gdzie się zapodział dawny ogród, wysokie drzewa, krzewy malin. Gdzie są dawne ławki pamiętające chyba najstarszych kolatorów / Brakuje mi starej kamiennej kropielnicy, która
Stała w kruchcie
Smutno mi to powiedzieć, ale to już nie jest mój klasztor. Nie , to jakby podzwonne dla młodości i wszystkich lat, które tutaj przeszły.
Tylko bicie dzwonów niezmiennie, jak dawniej, odmierza czas i kołysze powietrze. Tylko
Zostało trochę wspomnień i słownych widoków, które usilnie chcą być wierszem
Czerwiec 2001