Znajdź nas na Facebook

fb.com/konin24.info Środa 24.04.2024 r. Imieniny: Bony, Horacji, Jerzego

Ocena: 5
5 0

Ekonomia w czasach zarazy, czyli ile trzeba zarobić, żeby nic nie zarobić?

Konin 04.04.2020 14:25

Ekonomia w czasach zarazy, czyli ile trzeba zarobić, żeby nic nie zarobić?

Jednym z niewielu plusów czasów zarazy będzie (prawdopodobnie) ciut większe zainteresowanie tematyką ekonomiczną. Miejmy nadzieję, że tzw. zwykli ludzie, a szczególnie ci, którzy pracują na umowę o pracę, pracownicy sfery budżetowej itd. lepiej (albo w ogóle) zrozumieją problemy tych, którzy pracują na własny rachunek. Otóż w Polsce jest - a właściwie było, ponieważ obecnie masowo zawieszają albo likwidują działalność - ponad dwa miliony mikrofirm, które mają – uwaga – największy udział w tworzeniu PKB (Produktu Krajowego Brutto), czyli ponad 30 proc! Co trzecia złotówka w PKB to efekt ich codziennej, z reguły niedocenianej, pracy. 60 proc. tych firm nie zatrudnia pracowników, pracują w nich i dla nich sami właściciele, drobni przedsiębiorcy. Kto wie, że ci najdrobniejsiy przedsiębiorcy wpłacają rocznie na konta ZUS ponad 20 miliardów złotych!


Dzisiaj dziennikarze (wszystkich stacji) oraz nasi przedstawiciele w parlamencie (wszystkich opcji) opowiadają takie ekonomiczne głupoty, że ręce opadają. Przychód mylony jest z dochodem, jednym tchem mówi się o PIT i CIT (kto w Polsce wie co to jest CIT?). Mylone są takie pojęcia jak: umowa-zlecenie i umowa o dzieło; mikrofirma i średnia firma. Ogromną karierę robi słowo „samozatrudniony”. Ja się pytam kto wie w jakim polskim przepisie prawnym można znaleźć definicję „samozatrudnionego” i kto – do ciężkiego kota – wie kto to właściwie jest samozatrudniony?  Do tak charakterystycznego dla naszego porządku prawnego bałaganu doszedł miszmasz medialny. Dlatego dzisiaj warto trochę uwagi poświęcić ekonomii. Dla wielu z nas ta wiedza może oznaczać możliwość fizycznego przetrwania.

 

Wykres, który przygotowałem ma obrazować sytuację w jakiej znalazł się najdrobniejszy przedsiębiorca (firma jednoosobowa), czyli kupiec, usługodawca (fryzjerka, kosmetyczka, itp.), który z racji zarazy koronawirusa stracił z dnia na dzień klientów. W o wiele gorszej sytuacji są mikrofirmy, firmy średnie i duże, które zatrudniają pracowników. Oczywiście trzeba pamiętać, że na marginesie nadchodzącej klęski są także przedsiębiorcy, którzy właśnie robią interesy życia. Na przykład ci, którzy szyją i sprzedają maseczki ochronne, produkują gumowe rękawiczki czy płyny do dezynfekcji.

 

Na wykresie zaznaczyłem dwie linie – czerwoną i niebieską. Żeby nie komplikować sytuacji linię czerwoną nazwałem linią zarobków, czyli – w przypadku usługodawców – przychodów. Te przychody u np. fryzjerki to po prostu utarg, który wkłada do szuflady po obsłużeniu klienta. W przypadku kupca jest to różnica pomiędzy ceną, za którą kupił oferowane towary, a ceną za którą udało mu się je sprzedać czyli marża. Optymistycznie zakładam, że sprzedał wszystkie kupione towary. Dla uproszczenia wywodu zapominamy o takich „drobiazgach” jak podatek VAT czy podatek dochodowy. Zakładamy, że ich nie ma (marzenie ściętej głowy).


Z wykresu wynika, że przed zarazą koronawirusa nasz przedsiębiorca miał miesięcznie ze swojego interesu 5000 zł. zarobku minus 3280 zł. kosztów nie do ruszenia, czyli 1720 zł. Że mało? Gwarantuję, że wielu nie ma nawet tyle. Proszę zwrócić uwagę, że nasz przedsiębiorca, żeby nic nie zarobić musi zarobić 3280 zł. na niezbędne koszty. W przypadku fryzjerki, u której zwykłe męskie strzyżenie kosztuje 20 zł. (przypominam, że dla uproszczenia zapominamy o podatku VAT – 8 proc. i podatku dochodowym – 17 proc.) musi ona ostrzyc 164 klientów, żeby nie dołożyć do interesu. Jeżeli pracuje 5 dni w tygodniu to musi ostrzyc 8 klientów dziennie by pokryć koszty swej działalności. Dopiero pozostali to prawdziwy zarobek. Pomyśleliście kiedyś o tym?


W przypadku kupca jest trochę inaczej. On żyje z marży. Znam się trochę na księgarstwie więc podam przykład z tej branży. Jeżeli założymy, że średni rabat udzielany księgarzowi przez wydawnictwo czy hurtownię wynosi 30 proc. to nasz księgarz musi sprzedać książek za prawie 11.000 zł., żeby zarobić na koszty nie do ruszenia! Tak, tak – jedenaście tysięcy złotych, żeby zarobić na 3280 złotych. Jeżeli założymy, że średnia cena detaliczna książki (od malowanki za 3,50 zł. i kartki wielkanocnej do bestselleru za 39.90 zł.) to 20 zł. to trzeba tych książek sprzedać przez miesiąc 546, czyli 27 dziennie, żeby nic nie zarobić, a mieć na ZUS i inne sprawy. W czasie narodowej kwarantanny klientów nie ma, kasa pusta, a listonosz rachunki przynosi i przynosi i przynosi.


Jeżeli założymy, że wrócimy do normalnego życia za trzy miesiące to przez ten czas nasza fryzjerka i kupiec muszą wydać prawie 10.000 zł. na koszty nie do ruszenia i jeszcze z czegoś żyć. Całe szczęście (tylko dla niektórych niestety), że jest tzw. tarcza antykryzysowa, ale o tym mam nadzieję napiszę niebawem.

 

Jacek Wiśniewski (kontakt z autorem - mawi@mawi.konin.pl)

Hannibal Data: 07.04.2020 13:13 ID:12150
Jesteśmy obarczeni dragońskimi podatkami. Obecna sytuacja budzi, pokazuje, jak pewna grupa Ludzi obstawiła się przepisami i podatkami, chcąc żeby spracowane ręce były jeszcze bardziej spracowane. Przyzwyczajeni wprowadzaniem kolejnych podatków, poszerzając ciągle własne szeregi osiągnęli stan krytyczny.

Podziel się swoją opinią

( Redakcja nie odpowiada za treść komentarzy, są one opiniami pozostawionymi przez użytkowników portalu konin24.info)