Cóż w tej rozgorączkowanej Warszawie robi nasz kaznodzieja? Jakie jest jego miejsce w spisku?
Nauczeni czytania między wierszami, pamiętając, w jakim okresie była pisana, sięgnijmy jeszcze raz po kronikę zakonu. Na stronie 259 czytamy:
„O. Maksym, mały, zręczny, robił wielkie interesa i miał wielkie łaski u Rządu rosyjskiego w 1862 i 63. On bronił, wstawiał się i uwalniał z Cytadeli więźniów politycznych. Jeździł nie tylko do Warszawskiej (cytadeli – przyp. aut.), ale i Nowogeorgiewskiej (modlińskiej – przyp. aut.). Imię jego było głośne w Warszawie, zewsząd uciekano się do niego, a on do Zamku itp. rosyjskich w Warszawie, gdzie wszystko co można było to zrobił."
Tak oto jaw i się nam postać drobnego w zrostem kapucyna wydeptującego w miłosiernej misji niesienie pomocy uwięzionym patriotom posadzki Zamku, bruki uliczek Kapucyńskiej, Miodowej, Krakowskiego Przedmieścia i placu Zamkowego. Ojca Maksyma odważnie przekraczającego bramę piekieł, bramę znienawidzonej Cytadeli Warszawskiej, przechodzącego pod lufami wymierzonych w zbuntowaną Warszawę dział, obok zawsze gotowych do syberyjskiej drogi kibitek, by dostać się do celi X Pawilonu i nieść duchową pomoc więźniom. Spod splotu wydarzeń coraz wyraźniej ukazuje się postać nietuzinkowego zakonnika, lecz „głośnego w Warszawie" kaznodziei, obrońcy więzionych, postać czynnie zaangażowanego w narodową sprawę duchownego.
W tym kontekście, poznając także dalsze, piękne, bohaterskie, a jednocześnie lepiej udokumentowane dzieje o. Maxima, mamy pełne prawo domyślać się, że znalazł się on w klasztorze w Lądzie kilka miesięcy po wybuchu powstania niejako „zwykły"
zakonnik, lecz jako emisariusz Rządu Narodowego, mający pobudzić nieznaczny początkowo w tych stronach płomień narodowego zrywu, mający przygotować grunt dla wkraczających tam wkrótce posiłków z Księstwa Poznańskiego.
Upewnia nas w tym przekonaniu następny fragment kroniki zakonu: „W 1863 roku, od Kapituły zakonnej został przesłany do Lądu. Tam znowu zrobił wielkie rzeczy, ale jakoś inaczej. Był wszędzie naokoło".
Możemy być pewni, że nie ma w tych stwierdzeniach cienia przesady. a wręcz ich ogólnikowość i „skromność" wynikać musi z niebezpieczeństwa odnotowania szczegółów w okresie ostrych represji (1864), z jakimi spotkały się klasztory kapucyńskie.