Witaj Jakub. Dziękuję za przyjęcie zaproszenia do rozmowy o Twojej pasji – driftingu samochodowym. Na początek pytanie sztandarowe – jak i kiedy się to zaczęło?
– To był rok 2009. Postanowiłem sam od podstaw zbudować auto do driftingu. Nie chciałem iść na łatwiznę i kupować gotowca, lecz skonstruować go samemu i przy tym poznawać niuanse tej mechaniki. Pierwszym autem było BMW E30 (popularna trójka) z 1990r. Karoserię kupiłem na złomie, a komponenty dobierałem z innych samochodów. Po dwóch latach miałem już sprawne torowe auto wyczynowe do driftingu. Jestem takim trochę Frankensteinem driftingowym i wyjątkiem w tym sporcie, bo sam buduję, a jednocześnie jeżdżę. Regułą natomiast wśród wyczynowców jest rozdzielenie tych dwóch funkcji – samochód konstruowany jest przez profesjonalny serwis, a kierowca ma tylko jeździć. Ale dzięki temu, że połączyłem obie funkcje, bardzo dużo się nauczyłem, co po kilku latach pozwoliło mi również zarabiać na swoim hobby – produkuję obecnie części do aut driftingowych.
Do biznesu i pieniędzy, o ile pozwolisz, przejdziemy później. Najpierw sport. Skoro dwa lata budowałeś auto, to kalkuluję, że sportowo zacząłeś jeździć jakoś w 2011-2012. Co było tą pierwszą imprezą, w której wziąłeś udział ?
– Pierwszą imprezą był Driftingowy Puchar Polski – zawody serii Drift Open, to był rok 2012. W tym sporcie większość z nas nie jeździ dla wyników, lecz dla samej przyjemności z uprawiania tego sportu, choć podium zawsze schlebia. Przez te 5 lat uczestniczyłem w około 20 rundach (tak nazywamy imprezy) zawodów polskich i zagranicznych. Zawody trwają 2-3 dni i oddajemy w nich nawet do 100 przejazdów na osobę, licząc jazdy treningowe, kwalifikacyjne oraz pucharowe (finały). Jeżdżę głównie na torach wyścigowych w Polsce i Europie, okazjonalnie na lotniskach i placach zaadoptowanych na potrzeby konkretnej imprezy. Przeciętnie w takiej imprezie uczestniczy 50-100 kierowców, a do finału w systemie pucharowym kwalifikuje się najlepszych 16 bądź 32 zawodników. Na youtube są filmiki z takich zawodów, również te z moim udziałem.
Obiecuję, że choć jeden z tych filmików zaimportuję i podczepię do artykułu z naszym wywiadem, aby czytelnicy mogli trochę tych emocji również zasmakować. A teraz pytanie o nasz lokalny poligon. Gdzie w Koninie trenujesz? Czy można podziwiać Twoje umiejętności w trakcie lokalnych imprez?
– W zasadzie to w Koninie nie ma gdzie trenować, więc tylko podczas zawodów trenuję. W Gosławicach po cukrowni jest spory plac, ale ludziom ten sport kojarzy się dość agresywnie, myślą że to rozwijanie wielkich prędkości i ściganie się ulicami, a prawda jest inna – drifting jest jazdą, gdzie auto jest w ciągłym, ale w pełni kontrolowanym poślizgu. Jeśli chodzi natomiast o jazdy demonstracyjne podczas miejskich imprez, to jest tu problem finansowy. Zaproszenia na takie pokazy owszem otrzymuję, jednak zwrotu kosztów już nie oferują, a te bywają znaczne – transport auta na lawecie, paliwo, opony, załoga. Kuriozalna sytuacja – gdy zapraszają nas z innych miast, to oferują zwrot kosztów. Co więcej, Konin zapraszał już zawodników innych dyscyplin motorsportowych z innych miast i im refundował koszty, inaczej by nie przyjechali. Raz do roku pokazujemy się naszej publiczności – latem przy Ferio w ramach ich imprezy motoryzacyjnej.
Wiem już coś o Tobie i historii Twoich startów, ale powiedz coś o swoim aucie. Co to za maszyna?
– Driftuję w BMW serii E81 czyli 1-ce w wersji hatchback. Karoseria auta przeszła spore modyfikacje, została odelżona i poszerzona. Silnik to 3-litrowa rzędowa 6-ka z dołożonym dużym turbo. Zawieszenie przednie zaprojektowałem samemu od postaw. Zawieszenie tylne po sporych modyfikacjach. Układ napędowy zaadaptowany z BMW X5. Za przeniesienie napędu odpowiada profesjonalne sprzęgło rajdowe. Jest to jedyne BMW E81 w specyfikacji driftingowej w Polsce i drugie w Europie. Jest szybkie, lekkie, krótkie i bardzo zwinne, ale przez to też bardzo trudne w prowadzeniu. Potrafi mocno zaskoczyć – zarówno mnie jak i przeciwnika!
Jakub, skoro już dotknęliśmy kosztów, pójdźmy w głąb. Ile taka frajda kosztuje? Czy jest to drogi sport?
– Zależy z czym porównywać. Samo przygotowanie auta driftingowego to rząd wielkości 80-100 tysięcy. Auto takie wystarcza przeciętnie na 3-4 lata, choć mogą zdarzyć się kolizje, po których cały pojazd jest już do wymiany. Zużywalność części ze względu na wyśrubowaną ekstremalną jazdę i zwiększoną moc jest kilkadziesiąt razy większa niż pojazdu jeżdżącego normalnie po ulicach. Obecnie mój silnik ma 447 KM, ale oszczędzam go, bo jest jeszcze na dotarciu, więc w przyszłym sezonie powinien mieć moc około 650 KM. Opony idą jak ciepłe bułeczki w piekarni. Na jednej imprezie przeciętnie schodzi około 30 opon (15 par), a zdarzyło mi się już że na jednych zawodach zdarłem 45 par opon – używam praktycznie wyłącznie opon sportowych typu Semi-Slick. Cena jednej opony, gdy kupujemy hurtowo cały kontener, to 300 zł. Do tego dochodzi paliwo – idzie nawet 120 litrów na weekend podczas zawodów. Doliczmy przejazd załogi, transport auta, wpisowe. To bardzo kosztowana przyjemność, nawet 100 tys PLN na sezon, nie licząc samego samochodu. Drifting jest i tak jednak tańszy choćby od rajdów czy wyścigów. Zawodnicy startujący w Rajdzie Polski muszą inwestować nawet milion złotych w sezonie.
Masz sponsorów czy na wszystko musisz zapracować sam?
– Mam dwóch sponsorów produktowych. Ja ich reklamuję na swoim samochodzie, a w zamian otrzymuję produkty. Od australijskiej firmy Penrite dostaję oleje i różne płyny, a od firmy Akumar (dostawcy prądu) mam akumulatory i czasem inne dodatki. Prace techniczne nad samochodem prowadzę we własnym zakresie w swojej firmie, dlatego jest nieco taniej. Jak wspomniałem wcześniej, poznałem ten sport od podszewki, którą jest budowa takich samochodów. Od roku prowadzę działalność biznesową w zakresie produkcji części do takich aut (np. zestawy zawieszeń sportowych, komponenty do silników, elementy układów wydechowych, itp.). Jesteśmy już rozpoznawalni w Europie i świecie, obroty rosną. Tak więc moja pasja zaczyna się zwracać sama z siebie.
Dziękuję Jakub za rozmowę oraz możliwość obejrzenia warsztatu i pojazdów. Jestem pod wielkim wrażeniem.
– Również bardzo dziękuję i zapraszam ponownie w odwiedziny!
Rozmawiał Rysiek Krupiński (pustelnik)
Brawo Kuba, życzę sukcesów!
ale szoł. szał zresztą też. widowiskowa ta jazda
I w końcu ktoś coś robi w tym nudnym mieście. Szkoda tylko, że w samym Koninie nie ma warunków do uprawiania w zasadzie żadnego motorsportu. Nie mówiąc już o tak zwanym prezydencie tego miasta, który tylko pierdzi w stołek. Może kiedyś coś się zmieni.
O?! To u nas takie rzeczy w mieście?! Nie wiedziałam.Powodzenia 🙂