Nieodłącznym elementem starego Konina były pompy. A szczerze mówiąc, na ich dobrym funkcjonowaniu zawisło życie miasta.
Dziś trudno sobie wyobrazić, jak można było żyć bez wodociągów, jakie też oszczędności w myciu, zmywaniu naczyń, sprzątaniu mieszkania, wymuszała konieczność przynoszenia wody z odległej niekiedy pompy.
A pranie? To już była prawdziwa udręka.
Łagodzić taki stan rzeczy mieli „ nosiwody”, którzy za opłatą 2 – 2,5 zł, przynosili do domu dwa wiaderka wody. I te dwa wiaderka wystarczyć musiały na jeden dwa dni.
Pomp w koninie było kilka. Dwie największe stały na Placu Zamkowym. Dwie następne na skrzyżowaniu Kolskiej i 3 Maja, przed kościołem ewangelickim. Jedna pompa była na Placu Wolności ( przed wojną dwie), na 3 Maja obok straży pożarnej, jedna na PCK, jedna na Kolskiej i aż dwie, ale w różnych miejscach ( przy Zagórowskiej i na skrzyżowaniu ze Staszica) , przy ulicy Kościuszki.
Bardzo dobrze pamiętam jak chodziło się po wodę z ulicy Staszica na Plac Zamkowy i jakie to były ciężkie wiadra. Ale to miało też swoje dobre strony, bo był to pretekst żeby wyrwać się z domu i spotkać się z rówieśnikami.