O bitwie tej przez okres PRLu mówiło się mało lub wcale. A trzeba ją uznać za jedną z najwspanialszych szarż kawaleryjskich w dziejach tej formacji i jako taka weszła do słów pieśni „ czerwone maki pod Monte Cassino” :
„ Runęli przez ogień straceńcy!
Niejeden z nich dostał i padł…
Jak ci , z Samosierry , szaleńcy!
Jak ci, spod Rokitny, sprzed lat”.
A wyglądało to tak.
12 czerwca 1915 oddziały II Brygady działały w rejonie wsi Rokitna (obecnie Ukraina). Z polskimi oddziałami sąsiadowały oddziały związku taktycznego pułkownika D. Pappa z prawej strony, a od lewej oddziały 42 dywizji piechoty. Rozpoczął się wspólny atak w celu zdobycia zajmowanych przez Rosjan pozycji w okolicy wsi Rokitna. Pomimo zaciekłych walk wojska austriackie i polskie nie osiągały założonych celów strategicznych. 13 czerwca w godzinach przedpołudniowych pozycjom 42 dywizji zaczęły zagrażać nacierające oddziały rosyjskie. Około południa do dywizjonu ułanów powrócił rotm. Dunin-Wąsowicz, który został wezwany do szefa sztabu II Brygady kapitana Vargasa. W celu wyparcia oddziałów rosyjskich z pozycji we wsi Rokitna oba szwadrony dywizjonu miały zaatakować z lewej flanki, wspierając piechotę szturmującą potrójne okopy rosyjskie.
Rotm. Zbigniew Dunin-Wąsowicz osobiście poprowadził swoich ułanów do walki. Po przekroczeniu bagnistych brzegów rzeczki Rokitnianki, Dunin-Wąsowicz skierował 3. szwadron do rezerwy, a z 2. ruszył do ataku. W ciągu około 15 minut ułani przedarli się przez 3 linie wroga. Z atakujących 64 ułanów wróciło sześciu.
Wśród ułanów biorących udział w szarży był mieszkaniec Konina Józef Krawczyński. Podczas bitwy został ranny w nogę.( Kulę wyjętą z rany nosił do końca życia przypiętą do łańcuszka zegarka). W uznaniu męstwa Józef Krawczyński odznaczony został Krzyżem Orderu Virtuti Militari, a w 1919 roku awansowany do stopnia majora.
Ciekawi jesteśmy, czy u rodziny lub przyjaciół zzachowały się jakieś pamiatki po bohaterskim ułanie. Chętnie pokażemy je Czytelnikom portalu.
Józef Krawczyński to mój dziadek.. Mam po Nim sporo pamiątek.