Ocena: 9
Od modelu kolejki do Mikroskali – pasja i wizja Marka Jaśniewicza
Konin 12.07.2017 16:28
Dzień dobry Panie Marku. Dziękuję za przyjęcie zaproszenia do rozmowy. Jako że spotykamy się w „Mikroskali” - królestwie modeli i makiet, to proszę mnie powoli wtajemniczać w swoją pasję. Kiedy i jak to się zaczęło?
- Jako 10-latek, jak bardzo wielu innych chłopaków, zacząłem składać modele samolotów, które kupowałem w Składnicy Harcerskiej. Później kolekcjonowałem modele kolejek. Jednak tamto hobby wówczas wygasło. Pojawiła się muzyka, grałem w zespołach, później praca, rodzina. Ale ok. 20 lat temu, gdy mój syn miał 6-7 lat, dowiedział się, że kiedyś jako dziecko kleiłem samoloty i zbierałem kolejki. I sentyment modelarski powrócił. Kupowaliśmy razem pierwsze nasze modele, później przez internet. Zacząłem znowu kolekcjonować pociągi, robić makiety, a strych zamieniał się w magazyn. A gdy wybudowałem dom w Koninie, to jedno z pomieszczeń przeznaczyłem na swoją pracownię.
Kiedy zatem brakło miejsca w pracowni, że podjął Pan decyzję o Mikroskali ?
- „Mikroskala” nie była olśnieniem czy nagłą decyzją, to rosło stopniowo. Modeli i makiet przybywało, doświadczenie modelarskie także. Mniej więcej w 2009-2010 pojawiały mi się w głowie pierwsze koncepcje atrakcji turystycznych opartych o makiety. Któregoś razu żona mnie przekonała, gdy stwierdziła, że na te pociągi i makiety przeznaczyłem już dość dużo pieniędzy, a profesjonalne modele nie są tanie, nie wspominając o roboczogodzinach spędzonych nad tym, i że należy tą pasję przestawić także na tory komercyjne. Mikroskalę założyłem w 2013 roku, czyli 4 lata temu. Równolegle prowadzę inną firmę handlową, więc „Mikroskalę” traktuję nie tylko jako rozszerzenie i urozmaicenie mojej działalności gospodarczej, lecz przede wszystkim jej kreatywny element.
Wiele z tych modeli wywarło na mnie wrażenie. Wzrosła też nieco moja wiedza historyczna o wydarzeniach sprzed kilkuset oraz kilkudziesięciu lat. Z zażenowaniem na przykład przyznam, że nawet nie wiedziałem o nieistniejącym już zamku w Koninie, którego makieta i umiejscowienie w planie miasta znajduje się w jednej z gablot. Obserwowałem też mojego syna – na co on zwraca uwagę, oglądając przeróżne makiety, statyczne i interaktywne. Stąd moje kolejne pytanie - jaki jest cel i przesłanie tej wystawy?
- Makiety mają różny charakter, od kolejowych, przez przyrodnicze, historyczne, po filmowe. Adresowane są zarówno dla dzieci, jak i dorosłych, zależnie od konkretnej ich tematyki. Dzieci bardziej podziwiają te oparte o sceny z głośnych filmów, np. „Dzień niepodległości”, „Bliskie spotkania III stopnia”, „Wojna światów”, czy „Gwiezdne wojny”. Dorośli wolą spotkania z historią – bitwy średniowieczne lub sceny z II wojny światowej, czy chociażby ten wspomniany już zamek w Koninie. Planując makiety, staram się uwzględniać w nich wątki edukacyjne i budować informację.
Widziałem makietę z filmu „Avatar” w trakcie robót. Kiedy planowany koniec prac nad nią? Jaki jest kolejny pomysł po Avatarze? Zauważyłem też, że w tym miejscu nie zmieści Pan już zbyt wielu makiet, czy Mikroskala zatem zaczyna już dotykać sufitu swojego rozwoju? Chciałbym usłyszeć, że park makiet przerodzi się w las. To możliwe?
- Za dużo pytań w jednym. Nie da się wyczerpująco odpowiedzieć, ale krótko po kolei. Makietę Avatar kończymy już, choć w ubiegłym roku mówiłem to samo. Ale wtedy brakowało jeszcze prefabrykatów, koncepcja się zmieniała, a obecnie już praca dobiega końca. Kolejny mój pomysł to Wezuwiusz – makieta edukacyjna, interaktywna, z przekrojem wulkanu, odpowiednim oświetleniem. Obserwator będzie mógł poznać skąd lawa się bierze i jak wyglądają te procesy geologiczne. W kwestii przestrzeni tutaj w Mikroskali, faktycznie jesteśmy już zagospodarowani prawie na ścisk. W ekspozycji jest ok. 50 makiet, w tym 30 dużych, a niektóre z nich zajmują całe gabloty po kilka metrów kwadratowych. Mam kilka ciekawych pomysłów na rozwój tego przedsięwzięcia, również w skali biznesowej, jak choćby wystawy objazdowe, może stałe lokalizacje w innych miastach. Przez kolejne lata udoskonalimy istniejące i na pewno zbudujemy nowe makiety, więc gdzieś będziemy musieli to pomieścić, myślę nad tym ustawicznie, ale za wcześnie na publiczne zapowiedzi.
Stworzył Pan park makiet unikalny w skali nie tylko kraju, lecz i Europy. Na waszej stronie przeczytałem o laurach i wyróżnieniach, wiem także, że niedawno odwiedziła was stacja TVN. Ile trzeba było włożyć pracy, abyśmy mogli to dzieło oglądać? Kto budował makiety? Zapytam też ogólnie o portfel tego przedsięwzięcia – czy koszty budowy makiet się zwracają?
- 70-80% pracy nad istniejącymi makietami to moja ręka, choć oczywiście są elementy, które mogą wykonywać inni. Koszty makiet, licząc komponenty i roboczogodziny są zróżnicowane, przeciętnie jest to kilkadziesiąt tysięcy złotych. Jednak nasz park makiet jest atrakcyjną propozycją turystyczną i edukacyjną, gdyż odwiedzają nas grupy i wycieczki także z innych miast. Pod względem biznesowym pierwsze 3 lata były trudne, ale nie dopłacaliśmy, od początku wychodzimy na plus, choćby symbolicznie. Widoczny wzrost trendu zauważam od grudnia 2016.
Panie Marku, podziękowania za rozmowę
rysiek krupiński (pustelnik)