Musieli oni rozpoznać teren pod wieczorne ćwiczenia w jednej z mniejszych miejscowości niedaleko Konina. Zajęcia trwały od rana do godzin popołudniowych. Wisienką na torcie było to, co działo się potem, o godzinie 21:00 - malowanie twarzy, sprawdzenie łączności i sprzętu. Grupa 8 strzelców wyruszyła równo o 21:30 przez bagna i tereny zalewowe na południe od osiedla Chorzeń. Szli oni powolnym tempem, starając pozostać się niezauważonym. Co jakiś czas dowódca drużyny zatrzymywał swoją sekcje gestem, natomiast drugą, podążającą 60 metrów za nimi, wywoływał w słuchawce radiotelefonu. Chwila przerwy na wodę, poprawienie oporządzenia i wyznaczenie azymutu do kolejnego punktu. Gest ręką i grupa rusza bez słów. Po drodze na strzelców czekały niespodziewane obiekty, które musieli rozpoznać, np.: grupa ludzi bawiąca się przy ognisku niedaleko trasy, po jakiej szli. Krótka obserwacja przez monokular i rozkaz ominięcia przeszkody chyłkiem, na około, nadal pozostając niezauważonym. Kilkaset metrów dalej szpica zauważa nadjeżdżający samochód; kolejny gest ręką, sekcja rozprasza się na poszczególne strony drogi i zamaskowana leży oczekując, aż pojazd przejedzie. Dowódca przekazuje informacje do drugiej sekcji drogą radiową, po czym i ona wykonuje podobne czynności. Pojazd przejechał, sprawdzenie azymutu i dalszy marsz w jego kierunku. To był dopiero 3km marszu i godzina 23:45.

Do przejścia strzelcy mieli jeszcze 12 km. Nie było miejsca na błędy. Jedynym dłuższym odpoczynkiem było półtorej godziny przerwy i możliwość zjedzenia posiłku po wyznaczeniu wart na mniej odkrytym terenie. Nie było czasu na sen, a u celu strzelcy byli o 6 rano. Tak zakończył się nocny marsz zadaniowo rozpoznawczy, zorganizowany przez JS4057 w Koninie.

​